Gazeta codzienna

Sztuka. Kultura. Nauka.

* * *
Merkuriusz Polski dzieje wszystkiego świata w sobie zamykający dla informacji pospolitej. Od 3 stycznia 1661.
sobota, 27 Kwiecień, 2024 - 01:55
ndz., 30/11/2014 - 15:26
Kategoria: 

Bladoniebieska kropka to fotografia Ziemi wykonana przez sondę kosmiczną Voyager 1 opuszczającą Układ Słoneczny. Zdjęcie to jest wykonane z rekordowej odległości od Ziemi około 6,4 mld km (ok. 4 mld mil, ponad 43 j.a.)[1]. Pomysłodawcą zdjęcia był astronomCarl Sagan, a jego tytułu użył w 1994 roku dla swojej książki Błękitna kropka. Człowiek i jego przyszłość w kosmosie[2].

14 lutego 1990 sonda Voyager 1, która znajdowała się już daleko poza orbitą Plutona i zrealizowała podstawowe cele misji podczas przelotu przez Układ Słoneczny, wykonała na polecenie z Ziemi szereg manewrów mających na celu reorientację kamer w kierunku centrum Układu Słonecznego, tak aby sfotografować planety Układu Słonecznego. Na jednym ze zdjęć o dużej ziarnistości widać Ziemię jako błękitną kropkę.

Zdjęcie zostało wykonane przy użyciu wąskokątnego aparatu fotograficznego z sondy przemieszczającej się 32° powyżej ekliptyki, z zastosowaniem niebieskiego, zielonego i fioletowego filtru. Wąskokątny aparat fotograficzny (w przeciwieństwie do szerokokątnych), w który wyposażona jest sonda Voyager 1, przeznaczony jest do fotografowania obszarów zawierających określone szczegóły. Ziemia na fotografii zajmuje obszar mniejszy od jednego piksela – około 0,12 piksela.

Sonda Voyager 1 wykonała także podobne zdjęcia Wenus, Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna, tworząc portret Układu Słonecznego. Ze względu na stosunkowo niewielką odległość kątową od Słońca niemożliwe było sfotografowanie Merkurego i Marsa. W wyniku zestawienia 60 zdjęć w mozaikę uzyskano portret Układu Słonecznego[3].

Niebieska kropka to Ziemia, cc wikimedia

Mimo wszystkich istotnych zalet,osiadły tryb życia pozostawił nas w napięciu, niespełnionymi. Nawet po 400 pokoleń w wioskach i miastach, nie zapomnieliśmy. Otwarta droga wciąż cicho wzywa, jak niemal zapomniana piosenka z dzieciństwa. Zmierzamy w odległe miejsca z pewnym romantyzmem. To wezwanie, podejrzewam , zostało misternie wykonane przez dobór naturalny, jako istotny element w naszego przetrwania. Długie lata, łagodne zimy, bogate źniwa, obfita zwierzyna- żadne z nich nie trwa wiecznie. Jest to poza naszymi możliwościami aby przewidywać przyszłość. Katastrofalne wydarzenia mają sposób skradania się do nas, łapania nas w nieświadomości. Twoje własne życie, lub twojej własnej grupy, a nawet twojgo gatunku może być zależne od niespokojny kilkorga, pociąganych przez pragnienie bardzo trudne do wyartykułowania lub zrozumienia, do nieodkrytych lądów i nowych światów.

Herman Melville, w Moby Dick, mówił za wędrowców we wszystkich epokach i południkach : "Jestem dręczony wiecznym swędzeniem na rzeczy odległe. Uwielbiam żeglować przez zakazane morza ... " Może to trochę za wcześnie. Może czas nie jest jeszcze całkowicie tym właściwym. Ale te inne niezliczone możliwości obiecujące nieopisane możliwości. Po cichu, obiegają Słońce, czekając.

 

For all its material advantages, the sedentary life has left us edgy, unfulfilled. Even after 400 generations in villages and cities, we haven't forgotten. The open road still softly calls, like a nearly forgotten song of childhood. We invest far-off places with a certain romance. This appeal, I suspect, has been meticulously crafted by natural selection as an essential element in our survival. Long summers, mild winters, rich harvests, plentiful game—none of them lasts forever. It is beyond our powers to predict the future. Catastrophic events have a way of sneaking up on us, of catching us unaware. Your own life, or your band's, or even your species' might be owed to a restless few—drawn, by a craving they can hardly articulate or understand, to undiscovered lands and new worlds. Herman Melville, in Moby Dick, spoke for wanderers in all epochs and meridians: "I am tormented with an everlasting itch for things remote. I love to sail forbidden seas..." Maybe it's a little early. Maybe the time is not quite yet. But those other worlds— promising untold opportunities—beckon. Silently, they orbit the Sun, waiting.